piątek, 16 sierpnia 2013

Chleb pszenno - żytni na zakwasie - miód malina!

Zaopatrzona w odpowiednie mąki, wagę, drugi raz przymierzyłam się do chlebka z przepisu, który ostatnio opisywałam: Chleb żytni razowy

Wyszedł przepyszny z piękną zarumienioną i chrupiącą skórką:



Ale od początku:

Aby upiec chleb rankiem należy wyjąć zakwas z lodówki i go dokarmić, np: wziąć dwie łyżki starego zakwasu, dodać szklankę mąki żytniej typ 2000 i tyleż samo wody, wymieszać i odstawić w ciepłe miejsce do wieczora. Mój zakwasik zaczął pracować jak szalony i znów wypłynął.

Wieczorem zrobiłam zaczyn, ale tym razem dokładnie odmierzyłam na wadze kuchennej 360 g mąki żytniej typ 720, 300g wody i 20g zakwasu (co się okazało nie być dwoma łyżkami, a zaledwie jedną)

Dokładnie wszystko wymieszałam, zaczyn ma być ciągnący i kleisty - taki odstawiamy pod przykryciem na 12h w ciepłe miejsce.

Następnego dnia rano dodajemy resztę składników:

- 230 g mąki żytniej typ 720
- 300 g mąki pszennej (ja użyłam typ 750)
- 400 g wody
- 1 kopiasta łyżeczka soli 
- 3 g drożdży suszonych instant (1 łyżeczka),
- Zaczyn

Wszystko ładnie wymieszałam, aż składniki dokładnie się połączyły - ciasto nadal było klejące się, odstawiłam na 1h, pod przykryciem. Ciasto pięknie wyrosło. Przełożyłam do wysmarowanej olejem rzepakowym i posypanej otrębami miski i ponownie zostawiłam do wyrośnięcia. 




Ciasto wyrosło po brzegi miski. A w piekarniku jeszcze więcej:) 
K'woli przypomnienia wkładamy do naparowanego (czyli oblanego wodą z psikacza, albo jak ja to zrobiłam wylałam na dolną blachę pół kubka wody) i rozgrzanego do 230 stopni piekarnika, po 15 min zmniejszyłam do 210 i piekłam jeszcze 35 min, na 10 min. przed końcem, folią aluminiową przykryłam chlebek, żeby skórka się za bardzo nie spiekła i oto efekt: 





PYCHOTKA!!!


Chlebek "Zawijaniec cebulowy z serem" na drożdżach

Tak, tak, nadal trwa sezon na chlebowe wypieki, tym razem inspirację zaczerpnęłam przede wszystkim ze strony: http://mojepasjekrakow.blogspot.com/2012/11/odrywany-chlebek-serowo-cebulowy.html?showComment=1376477473675#c3873828308607135005

Troszkę go zmodyfikowałam, bowiem jak zwykle czegoś nie miałam, ciasto chlebkowe jak to wyraził się Sosersky wychodzi trochę kruche, jak czasami krokieciki w restauracjach. Kto więc lubi tego typu ciasto będzie zachwycony:)

Ułożyłam go też troszkę inaczej do pieczenia, gdyż oczywiście nadal nie mam keksówki, schowała się gdzieś głęboko, albo wyszła kiedyś do gości i nie wróciła...?

W każdym razie dziś przedstawiam:

Chlebek "Zawijaniec cebulowy z serem"




Składniki na ciasto:

- 3 szklanki mąki pszennej - ja użyłam typu 550
- 1 opakowanie suchych drożdży (7g)
- 4 łyżki roztopionego masła
- 250 ml letniego mleka
- 2 jajka
- 1/2 łyżeczki soli
- 1/2 łyżeczki cukru (do drożdży)

Składniki na farsz:

- ok. 100 g roztopionego masła (do posmarowania ciasta)
- kilka ząbków czosnku
- 1 duża cebula
- 20 dkg sera żółtego np: morski, albo cheddar
- 1 mozzarella
- zioła: świeża pietruszka, lubczyk, zioła prowansalskie
- suszone chilli, lub ostra papryczka 

Przepis:

Najpierw drożdże rozpuszczam w dwóch łyżeczkach mleka, z dodatkiem cukru i zostawiam w ciepłym miejscu do wyrośnięcia na ok 15 minut.

W międzyczasie kroję na drobną kosteczkę cebulkę i podsmażam, trę ser na grubych okach tarki, roztapiam w garnuszku masełko i zostawiam je na wyłączonej, ale gorącej płycie.  Wyciskam czosnek (my lubimy dużo, więc prawie cała główka poszła), część wrzucam do miseczki z serem, część do cebulki, żeby się podsmażył. 



Mam przygotowaną podstawę farszu, teraz zabieram się za ciasto. 

Do miski wsypuję mąkę, dodaję zaczyn drożdżowy, mieszam, następnie dodaję sól, jajka i mleko i wszystko dokładnie łączę ze sobą i zaczynam wyrabiać ciasto powoli dodając roztopione masło. 

Ciasto musi być miękkie i elastyczne, nie klejące się.


Tak rozrobione ciasto przekładam do posypanej mąką miski, przykrywam ścierką i odkładam do wyrośnięcia na ok 1 h - powinno podwoić swoją objętość, w zależności od temperatury, albo skracamy trochę ten czas, albo wydłużamy



Po mniej więcej godzinie odrywam kawałki ciasta i rozwałkowuję, następnie tnę ostrym nożem pasy, suto smaruję roztopionym masełkiem i doprawiam ziołami i farszem.



Następnie roluję paski w takie roladki, jak na zdjęciu, rozwałkowuję jeden placek i układam na spodzie naczynia, smaruję go również obficie masełkiem roztopionym.





Teraz układam roladki na spodzie, a z pozostałego ciasta formuję kulki i wpycham w luki miedzy roladkami.

I jeszcze raz wszystko smaruję masełkiem.


Tak uformowany chlebek zostawiam na 20-25 minut, aby ciasto jeszcze podrosło i potem wkładam do naparowanego i nagrzanego do 180ºC piekarnika na ok 30-35 minut. 

A potem wyciągnęłam coś takiego:



Smacznego:)


wtorek, 13 sierpnia 2013

Niedzielny obiadek Soserskiego - stek z jelenia w atolu szpinakowym

Bez przepisu, bo ja coś tam robiłam, nie podglądałam, nie robiłam zdjęć, zostałam poproszona do stołu i takie ładne coś mi podano, dodam, że był to stek z jelenia w atolu szpinakowym;) Ślicznie podane  i smakowało wybornie:)

Nie wiem co miał symbolizować ten frytek pośrodku ;-)


:)

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Soser też chce robić bagietki....

Tym razem siłą wspólnych rąk, powstały bagietki o nowym bogatym smaku, głównym "przyprawiaczem" był Sosersky. To on wymyślił połączenie pieprzowego smaku czarnuszki z kminkiem. Smakuje na prawdę dobrze:)

Bagietki z czarnuszką i kminkiem


Tym razem posiłkowaliśmy się innym przepisem, znalezionym na stronie : 
Jednak nie bylibyśmy sobą gdybyśmy znów czegoś nie pozmieniali. Postanowiliśmy zrobić bagietki pszenno- żytnie no i z różnymi smakami. Ostatnio z młyna zamówiłam 15kg mąki (żytniej typ 720 i pszennej typ 750), można więc eksperymentować:)

Składniki:

1 szklanka mleka
2 łyżeczki masła
1 łyżeczki cukru
1 szklanka wody o temp. pokojowej
2 łyżeczki suszonych drożdży
2,5 łyżeczki soli
ok 3,5 szklanki mąki pszennej
1,5 szklanki mąki żytniej
przyprawy na czubku łyżeczki:  czarnuszka, kminek, kardamon, imbir, gałka muszkatołowa, czosnek granulowany

Przepis:

Drożdże rozpuszczamy w trzech łyżkach letniej wody, dodajemy do tego łyżeczkę cukru i odstawiamy na 15 min do wyrośnięcia.

Wlewamy mleko do rondelka, dodajemy masło i podgotowujemy, następnie przelewamy do miski, studzimy, dodajemy wodę, sól i drożdże i po woli dosypujemy przesianą mąkę (jeśli wybierzemy wariant pszenny, bez mąki żytniej prawdopodobnie będzie potrzeba mniej mąki) , gdy ciasto jest jeszcze dość rzadkie dodajemy przyprawy i kontynuujemy dodawanie mąki -  urabiamy ciasto, aż będzie miękkie, lepkie i gładkie, tak przygotowane ciasto przekładamy do wysmarowanej olejem (rzepakowym) miski, przykrywamy ściereczką i zostawiamy na ok 30-40 min do wyrośnięcia w ciepłym miejscu aż podwoi swoją objętość - po tym czasie delikatnie wyciągamy ciasto, dzielimy na 4 równe części uważając żeby ciasto nie siadło i formujemy bagietki, przekładamy albo do formy do pieczenia bagietek, albo na wysmarowaną olejem blachę. Ponownie przykrywamy ściereczką i zostawiamy na pół godziny do wyrośnięcia. Po tym czasie możemy ostrym nożem zrobić poprzeczne nacięcia na bagietkach i ewentualnie posypać je mąką.

W tym czasie nagrzewamy piekarnik do 250ºC . Przed samym włożeniem bagietek do piekarnika spryskujemy jego ścianki wodą, albo wlewamy wodę na dolną blachę, tak aby zaparować piekarnik, należy jednak uważać, aby trzymać temperaturę, a następnie wkładamy bagietki i pieczemy 10 minut, po tym czasie zmniejszamy temperaturę do 200ºC  i piec jeszcze ok 10-15 min. należy przy tym sprawdzać czy skórka się za bardzo nie przypieka.

Naparowanie piekarnika sprawia, że skórka jest chrupiąca.

Bagietki wyszły na prawdę super, treściwe, bardzo aromatyczne i smaczne:)



sobota, 10 sierpnia 2013

Bagietki korzenne po raz pierwszy:)

Tak długo czekałam dzień wcześniej na wyrośnięcie chleba, że w międzyczasie upiekłam bagietki korzenne na drożdżach. Tutaj też jeszcze daleko mi do perfekcji, ale liczą się pierwsze kroczki:)


Znów skorzystałam z przepisu na stronie: http://pracowniawypiekow.blogspot.com/2011/02/bagietka-korzenna.html

Składniki:

- 500 g mąki pszennej
- 1,5 łyżeczki soli
- 1 łyżka cukru - ja dodałam trzcinowego
- 1 łyżka oleju roślinnego
- 1 łyżeczka przyprawy do piernika -nie miałam przyprawy do piernika więc użyłam szczypty:                                                                   cynamonu, kardamonu, kolendry, imbiru, gałki muszkatołowej,
- 300 ml wody
- 15 g świeżych drożdży (lub 1 łyżeczka suszonych instant)

Przepis:

Najpierw rozpuściłam drożdże w 2 łyżkach wody (mam spore łyżki), dodałam 1 łyżeczkę cukru, wymieszałam porządnie i odstawiłam na 15 minut. 



Następnie do większej miski wsypałam mąkę, sól i przyprawy, dodałam olej i zaczyn z drożdży - wymieszałam i powoli zaczęłam dodawać wody i wyrabiać ciasto aż będzie sprężyste i miękkie, można w razie czego dodać trochę wody. 


Następnie przełożyć do miski wysmarowanej olejem i przykryć ściereczką i poczekać ok godziny aż wyrośnie. Powinno podwoić objętość. 

Po godzinie, albo wcześniej, jeśli uznamy, że już jest dosyć wyrośnięte dzielimy na trzy części i formujemy wałki, w zależności czy chcemy dłuższe czy krótsze, mi wyszły takie jak n zdjęciu. Nacinamy bagietki ostrym nożem, układamy na specjalnej blaszce do wypieku bagietek, albo na papierze do pieczenia i ponownie zostawiamy do wyrośnięcia na 30-40 min. Nagrzewamy piekarnik do 230 stopni, spryskujemy wodą, lub wlewamy na dolną blachę w piekarniku trochę wody, chodzi o zaparowanie piekarnika do pierwszej fazy pieczenia i tak wkładamy bagietki, po 10 min zmniejszamy temperaturę do 210 stopni i pieczemy ok 15-30 min (ja piekłam 20 i to było o 5 minut za długo, bo się trochę za mocno spiekły i skórka była dość gruba, za to mocno chrupiąca:) Wyciągamy do ostygnięcia, ja nie wytrzymałam i tę najmniejsza wszamałam posmarowaną masełkiem, które się na niej roztopiło:)





Zakwas żytni, a z niego chleb - mój pierwszy w życiu :)

04.08.2013 - DZIEŃ PIERWSZY

Tak, tak, od dawna marzy mi się zrobienie prawdziwego chleba na zakwasie, jakiś czas temu koleżanka próbowała dostarczyć mi zakwas, jednak dwukrotnie zdążył wybuchnąć zanim dostał się w moje ręce. Raz w jej samochodzie, raz w szafce w pracy. Stwierdziłam wówczas, że to cholerstwo jest strasznie ciężkie nie dość, że do zrobienia to jeszcze do przechowywania, skoro tak wybucha.

Jednak moją głowę zaprzątały wspomnienia z babcinego domu, gdzie spędzałam większość wakacji, jak byłam małym berbeciem. Dom był duży, centralną jego część stanowiła kuchnia z prawdziwym piecem opalanym na drewno, z miejscem do pieczenia chleba. Pamiętam, że zawsze budził mnie gwar dobiegający z kuchni i wychylałam nos zza puchowej kołdry robionej własnoręcznie przez babcię i chłonęłam unoszące się po pokoju zapachy. To babcia z ciotką, z moją mamą, czasem z jej siostrą czy z synowymi krzątały się w kuchni i piekły chleb. Babcia swój zakwas miała od zawsze... trzymała go w pokoju zwanym chłodnią, mieszczącym się w domu, za łazienką od strony północnej. Tam zawsze był przyjemny chłód i kamienna posadzka. Babcia swój chleb robiła w ogromnej blaszanej niebieskiej misce z czarną obwódką na jej krańcach, pamiętam jak wyrabiała ciasto, odstawiała je na górną część pieca i następnego dnia znów wyrabiała i wsadzała do kilku blach, z których wychodziły ogromne bochny chleba. Najpyszniejsza była ta wielka piętka z wyrobionym przez ciotkę, lekko osolonym masłem, które roztapiało się wnikając w tę wielką, jeszcze gorącą pajdę. To było najpyszniejsze śniadanie, jakie pamiętam;) Do popicia było świeżo wydojone wprost do blaszanego kubeczka mleko krowie. Masło również trzymane było w blaszanej misce w osolonej wodzie. Wspomnienia.... hmmm..... to se ne wrati.....Dziś pytam moją mamę, jak babcia robiła ten pyszny chleb, niestety nie pamięta, nikomu nie przyszło do głowy zapisywać przepisy, w końcu kiedyś można było równie dobrze kupić pyszny chleb w każdej piekarni na rogu. Kto by pomyślał że szybko się to zmieni i do pieczywa będą dodawane różne dziwne, inne substancje, które psują jego smak, ale za to mają dłużej utrzymać chleb przy życiu, co zazwyczaj kończy się jego pleśnieniem. Kiedyś chleb wysychał i można było taki wyschnięty chleb jeszcze do czegoś wykorzystać, dziś nie nadaje się nawet dla kur.

Dobrze, dobrze, wracając do rzeczywistości, wczoraj S. kupił mąkę żytnią razową, więc dziś postanowiłam rozpocząć hodowlę zakwasu.
Przepis znalazłam na stronie : http://pracowniawypiekow.blogspot.com/2009/02/zakwas-zytni-krok-po-kroku.html

2 szklanki mąki żytniej razowej typ 2000
1 szklanka wody źródlanej w pokojowej temperaturze



Godz: 09.55 w słoiku litrowym wymieszałam oba składniki, zakryłam kawałkiem pieluchy tetrowej i postawiłam na okno. Z temperaturą obecnie nie będzie problemu, gdyż aura sprzyja, aby zakwas zaczął pracować:)


05.08.2013 DZIEŃ DRUGI

Godz:09:55 
Zakwas trzymam w litrowym słoiczku, wczoraj jak rozrobiłam pastę, było 1/2 słoiczka, dziś rano zakwas urósł i wypełnił cały słoiczek. Jako, że włączył mi się żal-skner, nie umiałam wyrzucić połowy pasty na zakwas, ale podzieliłam ją na połowę, drugą przełożyłam znów do litrowego słoiczka i do każdej połowy dodałam szklaneczkę mąki i pół szklanki wody. Wymieszałam, przykryłam pieluchą tetrową i odstawiłam na parapet.






06.08.2013 DZIEŃ TRZECI

Godz:09:55 
Zakwas znów pięknie wyrósł:


Zakwas gdy rośnie zaczyna mieć gąbczastą strukturę, widać na w nim takie bąbelki, mój tak urósł że wyszedł ze słoika. Tym razem wyrzucałam połowę z każdego słoiczka, a drugą połowę dzieliłam na dwa do kolejnych dwóch słoiczków, do każdego dodałam po szklance mąki żytniej typ 2000 i pół szklanki wody źródlanej w pokojowej temperaturze. Zakwas zaczyna wydzielać zapach : sfermentowanych jabłek przemieszanych z drożdżami.

07.08.2013 DZIEŃ CZWARTY

Godz:14:50 
No i niestety, moja systematyczność jak zwykle zawiodła i w tym przypadku, rano wyszłam z domu, zapomniawszy o nakarmieniu zakwasików, więc dopiero po 14-tej po powrocie do domu je nakarmiłam (w tym dniu wg przepisu powinnam nakarmić 2 razy w odstępie 12 h czyli 9:55 i 21:55 no ale się nie udało:) Nakarmiłam raz, część zakwasu wyrzuciłam, żal- skner się ulotnił, stwierdziłam, że aż tyle tego nie potrzebuję, a i mąki aby dokarmiać wszystkie słoiki nie starczyłoby. Toteż tego dnia dokarmiłam tylko raz o 14:50.
Zakwas trochę od rana siadł - rano był pięknie wyrośnięty, a po południu zredukował się do połowy słoiczków, no ale zapach i wygląd miał ok, więc kontynuowałam proces.

08.08.2013 DZIEŃ PIĄTY

Godz:09:55, godz: 21:30
Postanowiłam dokarmiać 4 słoiczki, więc za każdym razem 3/4 z każdego słoika wyrzucałam i dokarmiałam po jednej szklance mąki i pół wody. Znów zaczął rosnąć. Tego dnia dokarmiłam go dwa razy.


09.08.2013 DZIEŃ SZÓSTY - WYPIEK CHLEBA

Godz:08:00 

Zamiast wieczorem zrobić zaczyn na chleb, to żeby rano móc go piec, to zaczęłam robić zaczyn rano.

Składniki na zaczyn:

- 360 g mąki żytniej  chlebowej typ 720 -  UWAGA inny niż przy robieniu zakwasu, ale ja oczywiście nie                                                                      doczytałam wcześniej, więc takiej mąki nie posiadałam,                                                                                musiałam użyć tej samej co przy zakwasie, czyli typ 2000                                                                              razowej.
- 300 g wody
- 20 g zakwasu żytniego - co stanowi ok 2 łyżki stołowe  (mnie się dodały dosyć kopiaste, co miało później                                         konsekwencje takie, że przy wyrabianiu ciasta było dość kleiste i musiałam                                                   zmienić  proporcje mąki. - co z kolei mogło wpłynąć na smak i konsystencję                                                 chlebka po upieczeniu - o tym później.

Składniki na ciasto właściwe:
- 230 g mąki żytniej typ 2000
- 300 g mąki pszennej (ja użyłam typ 550)
- 400 g wody
- 1 płaska łyżka soli morskiej (jeśli używamy soli zwykłej, należy dać jej mniej) -to w przepisie, ja dodałam płaską łyżeczkę zwykłej soli i uważam, że jest jej w chlebie trochę za mało, ale może to wynik pozmienianych proporcji i mąki
3 g drożdży suszonych instant (1 łyżeczka),
- Zaczyn

Przepis na zaczyn:

Wszystkie składniki na zaczyn połączyłam w misce, trochę pourabiałam, ale tylko tak, aby wszystko dokładnie się wymieszało. Miskę przykryłam ściereczką kuchenną i odstawiłam do rośnięcia na 12h (wszystko zależy od temperatury - jeśli jest niższa trzeba poczekać dłużej, nawet do 16 h, teraz było gorąco, więc wystarczyłoby nawet chyba mniej niż 12h, ale jak autorka przepisu pisze, nie należy chleba poganiać, więc spokojnie sobie rósł do 20.00h)


Po wymieszaniu można uszczknąć kawałek zaczynu wielkości jajka, odstawić w słoiczku do lodówki do następnego chleba. Ja zapomniałam, ale zostało mi jeszcze bardzo dużo zakwasu żytniego w lodówce:)

Przepis na ciasto właściwe:

Do zaczynu dodajemy pozostałe składniki. Ja najpierw wymieszałam w osobnej misce mąki z sola i drożdżami dodałam wody wymieszałam i tak połączyłam z zaczynem. Jak już pisałam wcześniej wyszedł mi bardzo bardzo kleisty, nie doczytałam na stronie autorki przepisu jakiej konsystencji powinno być ciasto, wiedziałam, że nie może być za bardzo kleiste, więc albo to była wina tego, że zamiast mąki żytniej typ 720 użyłam żytniej razowej typ 2000, (a różnią się one bardzo - ta razowa jest jakby z otrębami i ciemniejsza, typ 720 to mąka żytnia ale zupełnie biała) , a może przyczyna leżała w tym, że zakwasu dałam na oko, dwie kopiaste łyżki zamiast jednak odmierzyć te 20g. i stąd było za bardzo wodniste? W każdym razie sypnęłam jeszcze na oko trochę mąki pszennej i wyrabiałam ciasto, dalej było lepkie, ale już nie odłaziło kawałami przyczepione do rąk, tak wyrobione ciasto zostawiłam w tej samej misce do wyrośnięcia na pół godziny (tu znów wszystko zależy od temperatury w pomieszczeniu, wczoraj w domu było ok 26 stopni, więc ciasto w pół godziny wyrosło i zapełniło całą miskę (zapomniałam zrobić zdjęcia)

Tu pojawił się kolejny problem, bowiem okazało się, że blaszka tzn keksowa, gdzieś się była ulotniła i nie mam w czym upiec chleba! Czytając różne informacje i przepisy na temat wypieków wiedziałam, że do wypieków czasami używane są gliniane miski. No i zaczęłam kombinować, mam sporo misek, które sama zrobiłam, ale część z nich ma szkliwa nieodpowiednie do kontaktów z tzn. mokrą żywnością. Znalazłam jedną, która szkliwiona była szkliwem "spożywczym" i miała okrągły kształt :



Posmarowałam ją olejem rzepakowym i posypałam otrębami pszennymi. Delikatnie przełożyłam ciasto do miski. Posypałam mąką. Następnie nastawiłam piekarnik aby nagrzał się do 230 stopni, a ciasto przykryłam ściereczką i znów odstawiłam na 30h do wyrośnięcia. (tjw, wszystko zależy od temperatury w pomieszczeniu, podobno ciasto dobrze rośnie jak jest ok 24-25 stopni.)


Ciasto wyrosło do granicy miski. I w końcu po wielu dniach i godzinach trafiło do rozgrzanego piekarnika, należy również pamiętać albo o spryskaniu piekarnika wodą, aby w pierwszym etapie pieczenia był naparowany, ja po prostu wlałam na dolną blachę 1/3 kubka wody. Przez pierwsze 15 min pieczemy w temp. 230 stopni, potem zmniejszamy temp. do 220-210 stopni. I pieczemy ok 30-40 min, zaglądając co jakiś czas czy skórka się nie przypieka, jeśli tak, to przykrywamy chleb folią aluminiową i dalej dopiekamy, ja piekłam 25 min (bo skórka nawet przykryta była już pięknego brązowo-złotego koloru) wyłączyłam piekarnik i jeszcze przez 5 min. nie wyciągałam.

W końcu nastąpił ten moment, chleb natychmiast po wyjęciu przełożyłam na drewnianą deskę. Sosersky od razu chciał się rzucić na piętkę, ale zabroniłam, gdyż niemal w każdym przepisie napisane jest, aby poczekać do całkowitego ostygnięcia chleba (co prawda kłóci się to z tym co pamiętam z dzieciństwa, zarówno u babci, jak i wówczas gdy mama przynosiła gorący jeszcze chleb z piekarni na rogu od razu rzucałam się na piętkę, jeszcze gorącą - na której roztapiało się masełko. Nie wiem więc czemu trzeba czekać? Podobno chleb dłużej zachowuje swoją świeżość).

Sosersky dotrzymał obietnicy i chleb w całości dotrzymał do rana:))

A rano wspólnie przeprowadziliśmy krojenie piętki, którą na spółkę skonsumowaliśmy z masełkiem i solą.


Chleb ma chrupiącą skórkę, jest dopieczony, dosyć ciężki i treściwy, bardzo razowy. Dodałabym tylko trochę więcej soli i może mniej zakwasu, aby przy wyrabianiu się tak nie kleił, ale i tak uważam, że jak na pierwszą próbę wyszedł znakomicie, a im więcej go jem tym bardziej mi smakuje. Trening czyni mistrza, jak to mówi klasyk, więc jestem pełna optymizmu i jak skończy się ten chlebek robię kolejny:)

Zjadłam więc dziś bardzo ekologiczne i zdrowe śniadanko, chleb własnej roboty z 2-ma KACZYMI jajami na miękko, kupionymi od hodowcy na targu.





poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Oponki - podejście drugie - lepsze:)

Jednak w powiedzeniu trening czyni mistrza jest ziarno prawdy. Dziś ponownie przymierzyłam się do pączków z dziurką. Trochę zmodyfikowałam przepis, trochę bardziej się przyłożyłam i dziś wyszły o niebo lepsze.

Oponki - podejście drugie

Składniki
500 gr serka białego zmielonego takiego w wiaderku do sernika (może już być lekko kwaśny)
3 jajka
2 łyżki kwaśnej śmietany 18%

1/2 szklanki cukru trzcinowego
1 opakowanie cukru waniliowego - 16 g
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1/2 kg  mąki pszennej  pi razy oko:)

mąka do wyrabiania

 Przepis:

Wszystkie składniki mieszamy i wyrabiamy ciasto powoli dosypując mąkę.

 

Wyrabiając ciasto nadal przyklejało się do deski, dlatego za każdym razem odrywając kawałek ciasta i rozwałkowując go maczałam palce w mące i deskę również posypywałam mąką. Tym razem wzięłam dwa kieliszki większy i do shot'ów do wycinania kółek.

Wrzucałam na rozgrzany olej rzepakowy. 
Na koniec posypujemy wszystko cukrem pudrem, najpyszniejsze są ciepłe.



 

 

Razowe pierogi leniwe z truflami

Razowe - przez przypadek, bo ostatnio tyle mąki używałam, iż okazało się, że cała wyszła! Musiałam użyć mąki pszennej razowej.

Razowe pierogi leniwe z truflami

Składniki:
- 500gr sera twarogowego (najlepiej już zmielonego, jak do serników)
- 2-3 szklanki mąki
- 1 jajko
- sól

Przepis: 

Ser, jajko i sól mieszamy, stopniowo dodając mąkę, aż ciasto przestanie się kleić.





Następnie formujemy wałeczki, lekko je od góry spłaszczamy i nożem zanurzonym w mące tniemy po przekątnej  w romby:) wrzucamy do osolonej, wrzącej wody i gdy wypłyną na wierzch wyciągamy łyżką durszlakową.



Na osobnej patelence podgrzewamy pastę truflową, a jak nie mamy, to tradycyjnie bułkę tartą na masełku.
Polewamy pierogi i konsumujemy:)